Fiolet Magdy Kozak mimo wszystko mnie zaskoczył. Nie jestem w stanie określić dlaczego lekturę zaczynałem z dozą rezerwy - potwierdzonej z resztą pewnymi przewidywalnościami - nawet nie czytając słowa o autorce z treści książki można było łatwo wywnioskować, jakie są jej zainteresowania, hobby i zawód. To się wydawało wręcz aż zbyt naiwne. Do tego jeszcze miejsce akcji - światowy kryzys, a czytelnik śledzi poczynania, nie tyle Polaków, co Warszawiaków, a i w samej stolicy, pod obstrzałem jest centrum. Chciałoby się powiedzieć - typowe Hollywood... A jednak.
Pierwsze pozytywne zaskoczenie zanotowałem już na samym początku - podczas gdy wielu autorów, nawet tych piszących o naszych rodzimych realiach, kiedy odnosi się do piosenek lub wierszy, robi to z reguły z ukłonem do poety zachodniego. Z wyjątkiem dla kilku tylko utworów, Magda Kozak stosuje piosenki i wiersze polskie. Nie jest to może nic wielkiego, jednak konsekwencja, z jaką się trzyma tej zasady sprawiła, że poczułem coś na wzór lokalnej egzotyki.
Druga sprawa - Autorka dość mocno przylożyła się do "zbudowania" kilku postaci, które następnie łatwo i szybko zabiła - bez zbędnych ceregieli, płaczu i manifestacji. Po prostu tak miało być i tak się stało. Kiedy zdarza się to na początku książki, można przeżyć mały szok - zwłaszcza, jeśli jeszcze próbuje się zlokalizować głównego bohatera.
Podobnych sytuacji jest jeszcze w książce kilka.
Jedno czego nie jestem w stanie jasno i bezproblemowo określić to stopień prawdopodobieństwa - zarówno inwazji opisanej w tej książce, jak i doświadczeń i postępowania wojskowego...
Bez względu na wątpliwości - książka czyta się prawie sama...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz