4.06.2010

Kiedy słowo wzięło mnie na stronę

Zaczęło się od tego, że stanąlem przed regałem, a one stały na górnej półce. Poszedłem więc do kuchni i przyniosłem taboret. Miałem niecałe sześć lat, więc musiałem na niego wejść z wersalki. Opłaciło się, bo sięgnąłem po te najciekawsze. Zdjąłem je z półki i położyłem na dywanie. Zacząłem czytać.
Czytałem bardzo powoli - byłem dość zdolnym dzieciakiem - potrafiłem czytać - ale nie byłem geniuszem.

Kiedy do domu wrócili rodzice i zobaczyli mnie pogrążonego w lekturze spojrzeli po sobie w ten dziwny rodzicielski sposób i wyszli do kuchni. Dopiero kilka lat później dowiedziałem się, że sześciolatek nie powinien wybierać na lektury książek Starowicza.

Od tego czasu czytałem dużo i często - a książki... cóż... książki nie potrzebowały obrazków, by pobudzić moją wyobraźnię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz