13.03.2011

I shall wear midnight

Książki Pratchetta albo się kocha, albo ich się nie rozumie. 

okładka książki

Problem w tym, że niektórzy, po przeczytaniu pierwszych części Świata Dysku odnoszą wrażenie, że to kolejne książki o bajkach, tylko trochę bardziej humorystyczne. Nie można się z tym nie zgodzić, ale tylko na pierwszy rzut oka, bo treści zawarte pomiędzy wierszami niejednego mogłyby zaskoczyć. Nie bez powodu książki Pratchetta bywały określane mianem satyry na społeczeństwo i instytucje.
I shall wear midnight nie odbiega od tego nurtu. Jest to czwarta część przygód Tiffany Aching. Autor już od pierwszych stron tworzy Okoliczności, dając nam jasno do zrozumienia, że cokolwiek zrobimy, pewne rzeczy i tak się wydarzą. Okolicznościom należy się pisownia wielką literą – można bowiem czasem odnieść wrażenie, że w książkach z tego cyklu stanowią one samodzielny podmiot literacki. Młoda czarownica – Tiffany – wprowadza nas w bardziej lub mniej zwyczajny dzień pracy lokalnej wiedźmy. Nie może być oczywiście zbyt łatwo, o czym wszyscy przecież dobrze wiemy,
Bardzo szybko pojawiają się więc pierwsze przesłanki, że coś wisi w powietrzu i z dużą dozą prawdopodobieństwa nie chodzi tu o miotłę.
Uchylając rąbka tajemnicy podpowiem, że niemałą rolę odgrywa zwykłe uczucie zazdrości. Samo w sobie nie jest może zbyt silne, ale jeśli trafi na wyjątkowo podatny grunt...
Ogień  w I shall wear midnight zagraża nie tylko samej Tiffany, ale również i wszystkim wiedźmom, a jak udowodnili panowie z Monty Pythona już lata temu: czarownice, jako drewniane, łatwo się palą.
Do większej katastrofy potrzeba tylko tłumu ludzi i zapałki, by na nowo pojawiły się stosy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz